wtorek, 29 listopada 2011

Łemkowyna_06 czyli Cerkiew św. Łukasza w Leszczynach

Tym razem zapraszam do Leszczyn w powiecie gorlickim, gdzie znajduje się należąca do diecezji przemysko-sądeckiej Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego Cerkiew św. Łukasza.
Była to moja pierwsza cerkiewka :-)


                                 Niestety  w samej świątyni nie byłem

wtorek, 22 listopada 2011

Trzy dni w Bieszczadach 10.2011 czyli dzień trzeci cz. 02

I ostatnia już (no może prawie ostatnia) porcja fotek z Bieszczad, dokładnie z Połoniny Caryńskiej




                            Widok na Połoninę Wetlińską i Smerek
    
 
         I ostatni rzut oka na połoninę. Na pewno tu wrócę...

poniedziałek, 21 listopada 2011

Trzy dni w Bieszczadach 10.2011 czyli dzień trzeci cz. 01

Jest na świecie "sprawiedliwość dziejowa"!!! Krzyknąć by się chciało w trzecim i niestety ostatnim dniu naszych wędrówek po Bieszczadach. Po dwóch dniach zaświeciło nam słońce i to jak, ano tak że głos nam odebrało i nic nie krzyknęliśmy ;-)
Było bajkowo!!!!!!!. Moje nieudolne foty tego nie oddadzą ale byliśmy z Heleną niczym w Narnii :-)
Znowu wariant lajtowy, wszak to dzień powrotu, a droga daleka. Przelecieliśmy Połoninę Caryńską.
Dość ględzenia zapraszam do oglądania.

                                  Zobaczyłem w końcu Tarnicę :-)

                                        Więcej w części następnej :-)


wtorek, 15 listopada 2011

Trzy dni w Bieszczadach 10.2011 czyli dzień drugi

O ile w w pierwszym dniu można było mieć jeszcze wątpliwości, czy to jeszcze jesień (do pewnej wysokości lało, sypało wyżej), czy już zima, to w drugim dniu mieliśmy już na pewno pełnowymiarową zimę z zamieciami i zawiejami.
Znowu ze względu na warunki wariant krótki, czyli...."lajtowy". Trasa Ustrzyki Górne, Siwe Wierchy, Tarnica, Wołosate. Pierwotnie planowaliśmy Wołosate, Halicz Wołosate plus Tarnica ale ta pogoda!...
W lesie było nawet fajnie, wesoło zrobiło się po wyjściu na połoninę ;). Helena początkowo ze stoickim spokojem twierdziła, że jest spoko, że halny to dopiero duje ale jak kilka razy "zabuksowała" pod wiatr, to nabrała do wiatru szacunku :) Nawet mną. który masę ciała od Heli mam kilkakrtonie większą targnęło kilka razy dość poważnie :-)
I tu dziwna osobliwość się pojawiła. Okazało się, że im wyżej, tym ludniej!

Na przełęczy pod Tarnicą, gdzie zaliczyłem mały popas w syberyjskich warunkach stał
całkiem spory tłumek :-)

który rozrósł się do naprawdę sporego na samym szczycie
Chciałoby się powiedzieć, że tłumy niczym w sierpniu na Giewoncie
Skąd tyle ludzi w Bieszczadach, w środku zimy?! Na szczycie nawet ziomala z Chrzanowa spotkałem :)

Podczas zejścia, podobnie jak poprzedniego dnia, zaczęło się "coś" wyłaniać.
Wyłaniające się na sekundy widoczki przyprawiały tylko o żal, że widać tak mało
W dół ciągnęły niekończące się karawany. Momentami "wesołość" stojących niżej wzbudzał upadek, czy wręcz wypadnięcie za barierkę kogoś znajomego. Było bardzo ślisko na szczęście niezbyt stromo, tak że upadki były widowiskowe acz nie groźne :)


Już całkiem na dole, widoczność poprawiła się na tyle, że z nadzieją czekaliśmy dnia następnego, choć i ten był bardzo udany!

Ucieszeni  wylądowaliśmy zupełnie przypadkiem w Chacie Wędrowca....
I w dużym skrócie, było  rewelacyjnie! Nigdy wcześniej nie jadłem tak wyśmienitego omleta z jagodami, choć nie wiem czemu tu nazywał się naleśnik gigant, czy jakoś tak...
Nastrój "szczęśliwości" popsuł...  rachunek, a rabatów dla znajomych z FB nie mają :-/

piątek, 11 listopada 2011

Trzy dni w Bieszczadach 10.2011 czyli dzień pierwszy

Wstyd się przyznać ale aż do teraz w Bieszczadach nie byłem!
Postanowiwszy naprawić ten KARDYNALNY BŁĄD, w mocnym (jak się wydawało składzie) wybraliśmy się w połowie października do Wetliny z zamiarem "przelecenia ile się da".
Po stosunkowo długiej, jak na nasze "małopolskie standardy" podróży "w góry" zakwaterowaliśmy się (dzięki nieocenionym naszym "marudom") w przesympatycznym pensjonacie Leśne Berdo w Przysłupie opodal Wetliny.
Nigdy tego nie robię ale tym razem nie odmówię sobie przyjemności zareklamowania tego miejsca. Tak w dużym skrócie:
- extra warunki w ustronnym i zacisznym miejscu, położonym "strategicznie" blisko pijalni alkoholowej
- super żarcie
- bardzo sympatyczna obsługa
- tu miałem napisać, że "stosunkowo" nie drogo ale nie napiszę , bo jeszcze ceny podniosą ;-)
 Niestety zaraz po przyjeździe nastąpiło "spodziewane" załamanie pogody i atak zimy :-)
Dobrze, że z nami była Helena bo pewnie pierwszy dzień spędziłbym w knajpie, a tak zostałem "zmobilizowany" i choć ze wzgl. na warunki przeważył wariant "lajtowy", to zaliczyliśmy Połoninę Wetlińską.
Napisałbym, że było jak na zdjęciach ale... zdjęcia nie oddają tego rześkiego "urywającego łeb zefirka". Właściwie, to w ogóle, co zresztą widać widać było niewiele :-)

 
                                         Na połoninie wersja "kolor"

                                                     ... i cz-b


Na Smereku pogoda się unormowała na tyle, że "łeb urywało" non stop, a nie w porywach :-)


Kiedy zeszliśmy do granicy lasu zaczęło się "coś  wyłaniać"


W lesie było już całkiem przyjemnie i można było bez obaw, że "odleci aparat" cyknąć kilka fotek :-)


Ogólnie pierwszy dzień był super!!! Bardzo udana, dostarczająca extra wrażeń wycieczka.
Tego samego zdania było zresztą sporo turystów. Na szlaku było gęsto!!!!
Helena trochę "marudziła", że krótka trasa i nie przekonywało ją nawet to, że może za warunki atmosferyczne  może przyjąć  współczynnik 1,5 :-) ale ogólnie była też zadowolona!